sobota, 29 czerwca 2013

36. "Lost in confusion, like an illusion"

Hejka misie .<3 
Od razu mówię, że rozdział będzie okropnie okropnie długi ! Czy ciekawy ? Oh, to sami ocenicie. Od razu zapraszam do czytania i komentowania, żeby na końcu już nie przedłużać :33 20 KOMENTARZY = NEXT . Zmniejszam, gdyż wiem jaki to problem .:)
Także miłego czytania, skarby :]]

____________________________________________________________

  Nagle usłyszeliśmy wystrzał. Spojrzałam na Georga. Jego twarz skamieniała, rzucił okiem na swoją klatkę piersiową, która natychmiast zaczęła krwawić. W centrum jego kurtki była dziura, dosyć spora. Zaraz puścił moją dłoń i zaczął staczać się na ziemię.
-George! Powiedz coś! - krzyczałam padając ku niemu. Złapałam jeszcze raz jego dłoń. Zaczęłam oddychać spazmatycznie.
-Tori.. - wyszeptał - Kocham Cię. Żegnaj... - zaraz zamknął oczy. Rozejrzałam się. Nie wiedziałam co robić. Spanikowałam.
   Zaczęłam mocno płakać. Moje drobne, gorzkie łzy spadały na ranę. 
-George nie odchodź ! Nie możesz... Nie pozwolę ci, nie żegnaj się, błagam ! - krzyczałam. Nie chciałam go zostawiać. Nie tu i teraz - Niall! Louis! Zayn ! Ktokolwiek! Zayn! Harry ! Liam! Błagam ! - krzyczałam na przemian. On nie odejdzie.
  Straciłam wszystkie zmysły. Nie wiedziałam co właściwie się dzieje. Ktoś wybiegł z domu. To Harry i Zayn. Podbiegli do nas.
-Ratunku! Pomocy!! - łkałam.
-Kurwa on krwawi. 
-On chyba nie żyje, Harry! Zadzwoń po pogotowie. - Styles wstał i wyciągnął telefon, po czym odszedł parę kroków. 
-Tori, on się wykrwawił i... - Zayn zaczął szukać na jego tętnicy pulsu - I ma słaby puls. 
-Co to znaczy?
-Że za długo nie podtrzyma się przy życiu. 
-Okey, zaraz przyjadą, musimy czekać. 
-On powoli umiera! - krzyczałam. Harry złapał mnie za rękę, po czym mocno do siebie przytulił.
-Tori nie krzycz tak i nie płacz. Będzie dobrze. - nic nie odpowiedziałam, bo z moich wychudłych policzków spłynęło parę nowych kropli łez. Popatrzyłam na twarz Georga, uśmiechał się. Nie mogłam tego znieść. 
-Nie chcę, żeby on odszedł. 
-Nie odejdzie. - mówił mi do ucha Harry - Spokojnie. 
-On powiedział, że mnie kocha.
-Na pewno tak jest. Nie martw się.
   Sekundy mijały jak godziny. Bałam się o stan zdrowia Shelleya. Bo co jeśli on umrze? Wtedy popadę w poważną deprechę. Nie chcę się z nim żegnać. 
  Karetka przyjechała. Był to dla mnie duży plus. Sanitariusze zaczęli ratować Georga. W końcu jeden z nich podniósł głowę i spojrzał na mnie niezbyt sukcesywnie. 
-Straciliśmy go. Przykro mi. - powiedział, po czym wpakowali go do czarnego worka. 
-Harry, zabierz ją stąd, nie może na to patrzeć. - nic do mnie nie dochodziło. Żadne słowa. Mój umysł nie mógł tego wszystkiego pojąć. Byłam załamana. Łzy spływały po mnie niczym wodospad. 
   Styles podniósł mnie i ostrożnie zaczął prowadzić w stronę domu. Chwiałam się. Bo byłam osłabiona przez te widoki. 


*****



  Chłopak usiadł na fotelu obok obserwując ze współczuciem, jak zanurzam się powoli w wannie z wodą. Być może bał się, że coś sobie zrobię. To by wiele wyjaśniało. 
  Ospale tarłam ciało myjką tłumiąc w sobie łzy. Wciąż miałam przed oczyma ten widok. To było nie do zniesienia. 
  Wybuchnęłam lamentem, nie płaczem, lamentem. Złamane serce okropnie boli. 
-Gdybyś wiedział, co czuję. - powiedziałam. 
-Domyślam się. 
-Nie musiał tak szybko odchodzić. A co jeśli tam, na górze za dobrze mu nie będzie? 
-Na pewno byłoby mu lepiej teraz przy Tobie, bo jesteś wspaniałą dziewczyną. - wytarłam łzy - Kurwa, nie zasługujesz na to. - jeknął - Nie zasługujesz na ten ból. - westchnęłam. 
-Już go nie ma. 
-Serce mi pęka na pierdylion cholernych kawałeczków, gdy widzę cię płaczącą. - znów westchnęłam. Dotknęłam moich piersi. 
-To bolesny widok? No wiesz, moje łzy. 
-Nawet nie wiesz jak bardzo. - spojrzałam na swoją rękę. Zauważyłam, że mam na niej tatuaż, który zrobił mi George, przebił mi skórę, bolało, ale zostanie do końca: czterolistna koniczynka i napis "To be continued". 
"Gdy tylko będziesz myślała, że wszystko już stracone, pomyśl sobie o lepszym jutrze, bo wszystko trwa do końca. Kończy się jeden dzień i idziesz spać, później jest kolejny dzień i kontynuujesz to, co zaczęłaś wczoraj...". - te słowa rozbrzmiały w mojej głowie. To jedyne co zapamiętałam z jego słów, kiedy dziergał ten tatuaż na mojej skórze. Gdy tylko znów to ujrzałam rozpłakałam się. Jak jakieś dziecko, które nie dostało upragnionej zabawki.
-Biedactwo. - Harry pokręcił głową z roczulonym wzrokiem. 
-Odwróć się. - nakazałam chłopakowi. O dziwo, wcale się nie krępowałam przy nim. Teraz? Po co? Mógł na mnie nawet patrzeć w całej okazałości. Jestem tylko człowiekiem. 
  Spuściłam wodę z wanny i wzięłam ręcznik, by się nim okręcić. Rozczesałam włosy kościanym grzebieniem i założyłam jakieś legginsy i bluzkę w paski. 
-Możesz się odwrócić. - powiedziałam lekko załamanym głosem. Harry otworzył mi drzwi. wyszłam na korytarz i zrobiłam parę niezgrabnych korków. Trudno mi było się poruszać. 
  Styles wprowadził mnie do pokoju, gdy tylko zobaczył, że ledwo co mogę chodzić. 
-Wszystko w porządku? - spytał.
-Przecież wiesz, że nie. Dobrze wiesz. - oznajmiłam przez łzy. 
-Pierwsze dni są zawsze najgorsze. 
-Co ty nie powiesz. Co z tego, że będzie Ci przykro? To mi go nie zwróci!
-Chciałbym ci pomóc, ale nie wiem jak. 
-Tutaj nic się nie da zrobić. "Tori.. Żegnaj." - powtórzyłam - Wolałabym umrzeć niż cierpieć tak po stracie ukochanego. 
-Znajdziesz drugiego takiego Georga. Świat nie kończy się na tym jednym Georgu Shelleyu.... Zresztą, jak to się stało, że wtedy zerwaliście?
-Poznałam Decklana. 
-No tak... - wstałam do okna. Oparłam się o parapet, po czym zajrzałam do "domku" z pudełka po cygarach taty pana Wąsika. Miał wszystkiego, czego potrzebuje. Opowiadałam Wam o moim szczurku? Nie jestem pewna. No, to teraz już wiecie. Jest biały i ma tyci wąsiki. Stąd imię pan Wąsik. Tata znalazł go jakiś czas temu i chciał ukatrupić, ale uratowałam mu skórę i zabrałam do siebie. Widzicie, taki szczurek - nie przejmuje się niczym, jest bestroski i szczęśliwy. Nie to co my, ludzie.. Ehh.. - Nie chcę ubolewać tak całe życie.
-Obiecuję Ci, że będzie dobrze. - Hazza przytulił mnie od tyłu, złapał za talię i zaczął kołysać. To mnie uspokoiło. - Obiecuję ci, że znajdziesz  kogoś równie wspaniałego jak George, i to niedługo.
-Jasne... Jeszcze parę godzin temu George trzymał mnie mocno za rękę i mówił, że mnie kocha. Ktoś go zatrzelił, Harry... I nie wiemy kto to!  
-Na pewno sie nie dowiemy... Nie wiemy jak ten gnoj wyglądał. 
-Fakt... Głupia ja. Czego się spodziewałam... - machnęłam ręką i usiadłam na brzegu łóżka. 
-George cię nie opuścił, Tori. Jeśli cię kochał, to przy Tobie pozostanie. Dobrze wiesz, że jest tutaj. - chłopak przyłożył moją bladą dłoń do miejsca, gdzie mam serce - W Twoim małym, bijącym serduszku. Będzie Twoim aniołem strużem. - uśmiechnęłam się delikatnie.. A raczej, blado. Prawie w ogóle. Harry podał mi chusteczkę z kartniku i wytarł nos - O fuj! Ale gluty.. łee. - przewróciłam oczami - Będzie dobrze, musi być. Idziesz spać?
-Chyba tak, jestem okropnie zmęczona. - lokers wstał - Aaa Harry?
-Tak? - szybko usiadł. Przytuliłam go.
-Jesteś najlepszym przyjacielem pod słońcem. Merci, że jesteś tu i mnie wspierasz. Dziękuję, że jesteś. 
-To zaszczyt być twoim przyjacielem. Kocham cię. - chłopak pocałował mnie w czoło. Uśmiechnęłam się, cokolwiek niemrawo, ale jednak był to uśmiech. 
-Proszę, idź  już, chcę zostać sama. 
-Jak będzie się coś dziać, to dzwoń. - wskazał na telefon, po czym opuścił mój pokój. 
  Nie dawałam sobie rady. Nie uroniłam ani jednej samotnej łzy. Byłam bezwzględnie nastawiona do wszystkiego co się działo wokół. To było gorsze niż histeria. Nie wiem jak mogłam nazwać stan, który w tej chwili czułam. Brakło mi na to słów. 
  Zaczęłam się trząść. Nie z zimna, po prostu przechodziły mnie niemiłe dreszcze, gdy przypominałam sobie, że Georga nie ma. To był niepojęty ból. W dodatku złapała mnie migrena. 
  Nie zasnę, no nie zasnę. Przy Harrym, co prawda, próbowałam się uśmiechać, ale w środku... Rozsadzał mnie żal. W końcu nie wytrzymają mojego lementu. jeden z nich złapie mnie za ramiona i powie: "Tori! Cholera jasna! On nie żyje! Pogódź się z tym!". Ten dzień nadejdzie niedługo, wiem.
Mam paraliż psychiki. Nie mogę normalnie funkcjonować. Nie potrafię. To mnie przerasta.
Mój oddech przyśpieszał z minuty na minutę, a klatkę piersiową po prostu rozdzierało. Próbowałam się jakoś uspokoić. Wyluzować. Wdech, wydech, wdech, wydech... Powinno działać. Policzę do 10... Może to coś pomoże. Metoda typu "Krecik". Mój tata często ją stostuje. Nie dziwię się, że nigdy nie działa na mnie: nie miewam takich sytuacji jak on.
Wyjęłam z torebki jakieś pigułki. Nie patrzyłam na etykiety, po prostu wzięłam parę do buzi i połknęłam z wodą.

~*~*~*~

                                                        Leżałam tak dobre pół godziny nie wiedząc co ze sobą zrobić.
Spojrzałam na elektroniczny zegarek stojący na stoliku, gdyż nie mogłam znaleźć telefonu. Dochodziła godzina 22.45.
      Nagle usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Zawsze mnie denerwował w takich sytuacjach. Bo jak powiedziałam na początku tego akapitu: Nagle. Był gwałtowny.
    Zaczęłam szukać go. Im szybciej go znajdę tym będę mieć mniejszą kurwicę na cały świat.
    Leżał pod stertą ubrań. Zapaliłam lampkę nocną. To Pattie. Znów wybrała nieodpowiednią porę, no ale muszę jej powiedzieć. Przecież... O niczym nie wie, a powinna.
-H-halo? - mój głos zadrżał. Nie dziwi mnie to.
-Kopyta ci walą. - powiedziałam, po czym się roześmiała. Mnie nie było do śmiechu. Smutno westchnęłam.
-Pattie, proszę bądź poważna. - do oczu napłynęły mi gorące łzy (znów). Zauważyłam, że od tej półtora godziny zdarza się to bardzo często.
-Jezu, co się stało? Czemu ty znów płaczesz?
-Georga nie ma! Nie ma go ! Patricio, on odszedł! Nie żyje... - odłożyłam telefon i wybuchnęłam płaczem. Chciałam znów "schodwać głowę w piasek".
-Tori? Tori! Ej! Jesteś tam? - słyszałam ze słuchawki. Ogarnęłam się i wróciłam do rozmowy.
-Jestem.
-Jak to nie żyje?
-Zastrzeliłam go ktoś dzisiaj... Boże.. Nie mogę.. - znów zaczęłam ryczeć w niebogłosy.
-Kochana, co ty opowiadasz? Kurna, jak ja mam ochotę tam przy Tobie być i cię przytulić, ucałować, pocieszyć.. Fuck w cholerę. Musisz się uspokoić i głęboko pooddychać. Inaczej sobie nie poradzisz i wciąż będziesz się truć.
-Niech to szlag jasny trafi, Pattie. - szepnęłam - Teraz zdałam sobie sprawę z tego ,jaka słaba jestem. Psychicznie rzecz jasna. Potrzebuję cię. Tu i teraz.
-Czuję się bezsilna, przepraszam. Jak przyjadę, to od razu mocno cię uściskam. Na razie pamiętaj, nie jesteś moją Best Friend Forever, gdyż w słówie Friend występuje "End", ale wiesz co? Dlatego właśnie jesteś moją Best Sister Ever.
-Tak.. Dziękuję, że jesteś.. Patricio?
-Tak dawno nikt do mnie tak nie mówił.. Słucham?
-Pójdę już spać, dobrze? Dobranoc. Dziękuję, że zadzwoniłaś.
-Zawsze do usług, skarbie. Dobranoc. - to ostatnie co usłyszałam, bo zaraz się sama rozłączyła. Miała rację. W stu procentach.
Zatelefonowałam od razu nie do Harrego, lecz do Liama. Przyszedł od razu.
-Mogę spać tu jeśli poczujesz się lepiej.
-Masz tu zostać do rana, rozumiesz?
-Dla ciebie wszystko, księżniczko. - ziewnął i położył się na miejscu obok mnie - Nadal ci smutno?
-W cholerę.
-To minie. - chłopak pogłaskał mnie po policzku i się uśmiechnął - Może nie dziś, ale niedługo.
-Tak myślisz?
-Owszem, możesz mi wierzyć na słowo. A teraz dobranoc, spróbuj zasnąć. Ja już zamykam oczy. - i rzeczywiście, zamknął swoje boskie paczadła. Zrobiłam to samo, ale zaraz je otworzyłam.
-Liam, nie mogę.
-Możesz.
-Jak zamknę, to usnę.
-O to chodzi mały, zakuty łbie. Śpij dobrze. Dobranic, pchły na noc, karaluchy pod poduchy. Słodkich snów, wesołych świąt a teraz marsz do świata marzeń i koników na biegunach. - nim się obejrzałam, Liam już smacznie spał i chrapał jak stary niedźwiedź. Odwróciłam się w stronę ściany i próbowałam o wszystkim zapomnieć. Zamknęłam oczy i... Zasnęłam.

 ***Z samego rana****
                                             



     Kiedy się obudziłam, Liama już nie było. To nawet lepiej, bo mogę pohałasować.
     Śnił mi się George. Jako mój anioł stróż. To najpiękniejszy sen jaki w życiu miałam.
    Weszłam do łazienki i umyłam twarz. Wyglądałam fatalnie. Oczy podpuchnięte i całe czerwone, rozmazany tusz i purpurowe policzki. Moja twarz i fryzura jakby mówiły jedno: "Tak, właśnie całą noc płakałam".
     Doprowadziłam się do porządku i poszłam ubrać. Nawet mi się nie chciało brać prysznica. Totalna załamanka. W cholerę. Znów to powtórzę. W cholerę.
Jakoś byle jak ubrałam zwykłą czarną bokserkę, koszulę w kratę i rurki. Nie wiedziałam, co robię. Brałam to co było bliżej. Nie będę się wysilać. Bo po co? Po co żyć, skoro i tak umrzemy? George rzucił mnie na głęboką wodę. I niestety się utopię. Taka prawda.
 
     Już minał tydzień od tego wydarzenia. Ale my nadal pamiętamy, a zwłaszcza ja. Pamięć o ukochanym w moim sercu nie zginie, nigdy. Choć przeszywał je na myśl o tym żal i ból. Ten sam, który czułam od momentu, gdy wiedziałam, że została tylko Tori, bez Georga. Sama.
   Siedziałam w tym samym, wymiętym swetrze co wczoraj. Na tarasie. Patrzyłam w taflę wody z basenu i zastanawiałam się, co robić. Chłopcy na próbie, a ja sama w tym wielkim domu. Za pół godziny będę musiała jechać na lotnisko busem, który zamówiłam, by zabrać z niego dziewczyny.
     Czekałam długo na ten moment. Ale teraz lepiej, bo nie będę jedyną lasencją w tym domu. Zwłaszcza, jeśli chodzi o Paulinę... Hm, to moja stara znajoma.
    Wysoka szatynka o śmiejących się oczach. Bliższa jest z Pattie. Zawsze była dla mnie miła, gdy potrzebowałam pomocy, np. w szkole z chemią, zawsze chętnie mi wytłumaczyła. Lubi opowiadać żarty. Kiedyś, jak była u mnie z Pattie wylała kubek barszczu na wykładzinę. Śmiesznie to wyglądało jak babcia to zobaczyła. Kazała mi to zmywać. Właśnie, mówiłam że Paulina jest Polką? Oh, teraz już wiecie. Dużo Polaków ostatnio trafia na tereny Irlandii.
    Alex? Mój Boże.. Nie pytajcie. Ta dziewczyna to istna ANTYoaza spokoju. Wszędzie ją słychać. Jesem z nią bardziej związana, jednak nie tak dobrze jak z Pauliną. Jest fanką siatkówki i za każdym razem, gdy mówiła coś o tym sporcie, uciekałam od niej. Lubi mnie tym denerwować, bo ja za siatką nie przepadam. Serio. Mimo wszystkiego, dziewczyna jest spoko. Można z nią pogadać, o wszystkim i o wszystkich. Lubimy razem plotkować. Z Pattie i Pauliną to nasze ulubione zajęcie. I Alex zaczęła. To naprawdę sympatyczna dziewczyna. Ona jest czystokrwistą angolką, ale Irlandia to jej drugi dom. Dublin zaprasza. A wspominałam, że Alex lubi tańczyć? O tak. Jest to taniec klubowy. Też kiedyś tańczyłam, razem z nią. To tam się poznałyśmy.
Ahhh... Wspomnienia.


_________________________________________________________________________
Podoba Wam się?


Wysłam Wam całuski na koniec .<33






niedziela, 23 czerwca 2013

35. Fake attack

  Razem z Georgiem pojechaliśmy do jego domu. Właściwie nie był to do końca jego dom, lecz jego wuja, ale jak sam powiedział: gdy jest sam, czuje jakby mieszkał sam, więc.. Czemu nie? To nawet lepiej. Jego wuj zna mojego tatę podobno i.. Za bardzo się nie lubią. Ale to tylko pogłoski, a George nie jest tego pewien... Przynajmniej tak mówi.
  Stanęliśmy pod niewielkim domkiem jednorodzinnym. Bardzo mi się podobał. Jakby mówił: "Witaj w latach 80.". To coś dla mnie.
-Ładny, nie? Wuj kupił go za niewielkie pieniądze, ale za to, jest ponadczasowy.
-Muszę się zgodzić. - odparłam i wysiadłam z samochodu. Wzięłam swoją pikowaną torebkę na ramię i zdjęłam okulary słoneczne. George podszedł bliżej, po czym objął mnie w talii i zaprowadził do środka.
  Środek był idealny. Bardzo nowoczesny.
Pozostawiłam torebkę na komodzie i spojrzałam na Georga, który zamknął drzwi. Stanął przede mną i położył dłonie na biodrach. Uśmiechnął się cwaniacko.
-Nie lubię tych ciot. - powiedział.
-O kim mówisz? - byłam zdziwiona.
-No wiesz, te pedały które z Tobą mieszkają.
-Nie nazywaj ich tak. To moi przyjaciele.
-Bronisz ich, to dobrze. Widać, że jesteś na nich napalona. - w tym momencie zagotowało się we mnie. Jak mój chłopak śmie mówić takie rzeczy? Jakim prawem?!
-Co do cholery.. Co to ma znaczyć?
-Widzę, jak na nich patrzysz. A najwięcej na tego w lokach.
-Chyba ci się przewidziało. - zdjęłam jego dłonie i weszłam do salonu. Podeszłam do komody.
-Nie przewidziało mi się. - powiedział, ale to zignorowałąm, próbowałam zmienić temat i wzięłam z półki pozłacany model śmigłowca.
-Fajne, co to?
-Tori. - chłopak zabrał mi model i położył z powrotem na komodzie.
-Hm?
-Kocham cię, wiesz?
-Chyba nie zauważyłeś, że najbardziej napalona jestem na ciebie. Nie na nich. Dobra, może kiedyś podobał mi się Harry, ale to jeszcze nic nie znaczy. Odkochałam się.
-Ale jesteś pewna?
-Co mi insynuujesz?
-Nic nie insynuuję. Wydaje ci się.
-Tak, jestem słucha i ślepa, wiesz?
-Wyluzuj. - dałam mu ze slapa w twarz.
-To bolało!
-Mam doprawić?
-Zaraz ja cię doprawię. - chłopak przywalił mi w twarz z pięści tak, że mnie odrzuciło na ziemię - Kurwa, przepraszam! Skarbie, daj łapkę, wstajemy. - Geo podniósł mnie z ziemi.
-Nic się nie stało, naprawdę. To ja przepraszam.
-Niee, należało mi się. Przyniosę ci lodu. - wziął mnie na ręce i położył na kanapie, po czym poszedł do kuchni. Zgaduję, że po ten lód.
  Może niepotrzebnie go uderzyłam, no ale.. On powoli przeginał. Nie moja wina. Latające slapy w moim przypadku cholernie się zdarzają. Żadna nowość.
  Zaczęłam sobie podśpiewywać.
- Za każdym razem, kiedy próbuję latać, spadam, bez moich skrzydeł czuję się taka mała. Zgaduję, że cię potrzebuję kochanie. Za każdym razem, gdy widzę cię w moich snach , widzę Twoją twarz...
- Prześladujesz mnie. Myślę, że potrzebuję Ciebie, skarbie. - dokończył za mnie George, który wszedł z okładem. Przyłożył mi do policzka.
-Nieźle śpiewasz, kochanie. - rzekłam. Przytrzymałam okład przy twarzy.
-Dzięki. Ale ty nie potrafisz.
-Co za szczerość. - mruknęłam.
-Nie będę cię okłamywać, zła dziewczynko. Zamawiamy pizzę?
-Jasne. Wrzuciłabym coś na ruszt.
Loczek wyciągnął telefon i zamówił nam pizzę XXL. Pozwolił mi nawet dobrać  dodatki: ser, cebula, mozarella, szynka peperoni i dużo bazylii. To co lubię. Pyszne podwójne ciasto i coca cola. To co tygryski lubią najbardziej.
  Jedzenie przyjechało po piętnastu minutach. Jak dobrze. Bo już zgłodniałam. Powiedziałam Georgowi, że pójdę odebrać.
 Jasne, wszystko okej, ale gdy tylko otworzyłam drzwi ujrzałam tego samego sprzedawcę, co wcześniej. Ten sam, z którym flirtowałam jakiś czas temu. Mam nadzieję, że go pamiętacie.
-Co ty tu kur.. - nie dokończyłam, bo on wpakował się do mieszkania. Podał mi pizzę.
-Miałaś zadzwonić. - powiedział i to tak, jakby był nie wiadomo kim dla mnie.
-Ja cię nawet człowieku nie znam. Nie wiem o co ci chodzi, przychodzisz sobie tutaj i myślisz, że będę się z Tobą lizać, bo podałeś mi mój numer? Mam chłopaka, gnoju. A teraz ile się należy za pizzę?
-Wystarczy mi seks. - wyjęłam z kieszeni siedem euro i mu wcisnęłam do buzi.
-Tori? Wszystko okej? - George wyszedł z salonu - Coś za jeden i dlaczego jesz pieniądze? - chłopak spojrzał na niego jak na idiotę.
-Spieprzaj.
-Kim jesteś, żeby tu wchodzić i podbijać do mojej dziewczyny, co? - Shelley złapał niechcianego gościa za rękaw koszuli i wyprowadził na zewnątrz, po czym zamknął drzwi. Nie wiedziałam co się tam dzieje za drzwiami, ale miałam nadzieję, że George go nie pobije. Przecież on jest do tego zdolny. Wyjrzałam przez okno. Mój chłopak przycisnął go do ściany i podniósł do góry.
-Jeszcze raz cię tu zobaczę, to wrócisz bez kończyn, chcesz?! - usłyszałam zza szyby - Odpieprz się od niej.
-I tak nie była w moim typie. Taka tam dziweczka. - tego obawiałam się najbardziej. Aż mnie skręciło z bólu, gdy George przywalił mu w brzuch, później w twarz. To musiało boleć.
-Dla Ciebie Tori, szmaciarzu. - skończyło się, bo George wrócił do domu.
-Coś ty mu zrobił?
-Wybacz, że próbuję cię bronić.
-Nie w ten sposób.
-A w jaki? - nikt nie zdążył nic powiedzieć, bo zadzwonił mój telefon. Wyjęłam go z torebki pośpiesznym ruchem.
-Poczekaj chwilę. To Pattie.
-Ciekawe czego chce.
-Nie wiem, zaraz się dowiem. - wcisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha - Halo? Pattie, skarbie, hej!
-Siemka! Wiesz, musimy pogadać.
-Jasne, mów o co chodzi.
-Myślałam sobie z Alex i Pauliną, żeby przyjechać do ciebie na wakacje. Muszę rozejrzeć się za szkołą, a dziewczyny bardzo chcą mi towarzyszyć. Zgadzasz się? To znaczy, wiesz, co na to Twój tata?
-Wybrałaś najmniej odpowiedni moment, by do mnie dzwonić. Jestem u Georga i...
-Właśnie, jak tam spotkanie z Shelleyem? Naszym mistrzem w Teak Won Do?
-Pattie, czemu podałaś mu mój adres? - uśmiechnęłam się do Georga. Spojrzał jak na idiotkę, znów, po czym lekko się zaśmiał.
-Prosił, nie mogłam odmówić.
-Zabiję cię, jak tylko się spotkamy. Na razie, muszę lecieć, dzwoń wieczorem albo z samego rana, żeby zrobić mi pobudkę.
-Jasne, zadzwonię później. Tylko pamiętaj, musisz się zabezpieczyć.
-Zamknij się, dziwko. Nie będę robić tego o czym myślisz, jesteśmy rozsądni.
-Yhymm..
-Pattie.
-No już dobrze, dobrze, ale na wszelki wypadek gdybyś już..
-Pattie!
-Dobra, ja nie przeszkadzam. Narka. - rozłączyłam się. Ta dziewczyna to miała tupet. Rozpędziła się, i to nieźle.
-O czym gadałyście?
-O Tobie, wiesz?
-Pytam serio.
-No to mówię. - włożyłam telefon do kieszeni. George podszedł bliżej i złapał mnie za pośladki.
-Jesteś tylko moja.
-Tak ,wiem. - wpiłam się w jego usta. Uwielbiam go. Jest boski.


~*~*~


  Siedziałam mu na kolanach, a on cały czas całował mnie po szyi z kawałkiem pizzy w dłoni, a w drugiej z cienkim cygarem. Co chwilę pociągał i wypuszczał dym z kształcie serca. To było romantyczne. 
-Jesteś tylko moja. - powtórzył i ugryzł kawałek pizzy.
-Już to słyszałam.
-I dużo razy jeszcze usłyszysz. 
-Chyba trzeba wracać do domu, kochanie. 
-Ale jesteś pewna, że chcesz mnie tak szybko opuszczać? Zostań na noc.
-Nie mogę, będę musiała obgadać wszystko z Pattie. 
-Oh no weź. Później sobie z nią pogadasz.
-Zawieź mnie do domu, George. Proszę cię. Dochodzi 18.00, muszę już wracać.
-No dobra. Ubieraj się. - chłopak wstał i wrzucił peta do popielniczki. Ubrałam kurtkę skórzaną i zabrałam swoje rzeczy. 
  Na dworze było nadal dosyć ciepło, a niebo robiło się fioletowe. Znaczy, że nadchodzi wieczór. Lubiłam takie pory, szczerze, czułam się tak jak nigdy dotąd. Tak inaczej. 
  Zanim dojechaliśmy do mnie, minęło około piętnastu minut. To nawet dobrze. Im szybciej będę w swoim własnym domu, tym lepiej. Przyznam, cały dzień spędzony z Georgem był lekko męczący. To i tak kilka godzin, a nie doba czy parę dni. Czasem mnie on troszeczkę wkurwiał. Ale nerwy mi mijały, jak zawsze. Na niego, nie umiem się długo gniewać.
-Odprowadzę cię. - powiedział, gdy już się zatrzymał. Nie miałam nic przeciwko. Wyszłam jako pierwsza, a on zaraz za mną. Gdy przechodziliśmy przez ulicę... Wtedy to się stało. Już w tamtej chwili wiedziałam, że to nie będzie najszcześliwsze, co mnie może w życiu spotkać. Ale.. Nie dziś! Proszę, nie dziś!
Usłyszeliśmy wystrzał i...




_________________________________________________________
Hej. Jak zauważyłam, wielu z Wam podoba się moja wczorajsza noga .:33 Miło.
A jeśli chodzi o te całe notki o tym, jak to usuwam się z bloga, były dlatego, by sprawdzić ilu z Was tak naprawdę zależy, by to nadal trwało.
To był dobry gest i bardzo wam za to dziękuję :33
Czasem nerwy mijają, tak jak u mnie :)
Więc.. No, nie miałam zamiaru kończyć bloga. Na razie chcę wytrwać do końca, ale.. Naprawdę, proszę Was, komentujcie jak już tu jesteście. Skoro przeczytałeś, to coś po sobie zostaw, bo nie chcę by było tak, że ja przepisuję to z magicznego zeszytu, wylewam siódme poty, a wy macie to najzwyczajniej w dupie. To nie jest miłe. Trochę szacunku i będzie okej :33

NO TO CZEKAM NA PIĘKNE 25 KOMENTARZY POD POSTEM! .♥
DO NASTĘPNEGO .:* 

sobota, 22 czerwca 2013

SŁEG NA ORLIKU + WAŻNE INFO :3

Hejson. Moja noga Was pozdrawia :3 SWAG :)) DAĆ WAM OSTATNIĄ SZANSĘ? BO JAK WCHODZĘ NA INNE BLOGI, TO WIDZĘ ŻE MAJĄ KOMENTARZY WIĘCEJ NIŻ OBSERWATORÓW. CZASEM WPADAM W KOMPEKSY I ZAZDROSZCZĘ TYM AUTORKOM, ŻE MAJĄ TAK ODDANYCH CZYTELNIKÓW. SKORO JUŻ TU JESTEŚ TO KOMENTUJ DO CHOLERY, BO NIE ROBIĘ TEGO ZA DARMO.. MOŻE NIE ZA PIENIĄDZE, ALE ZA CZAS. TO JAK? UMOWA STOI? :))
A NA RAZIE PODZIWIAJCIE MOJĄ STOPĘ I NAPÓJ ZWANY SLASHY O SMAKU JABŁKOWYM  :33






czwartek, 20 czerwca 2013

KOŃCZĘ PRACĘ Z BLOGIEM

SIEMANKO :33
WITAM NA MOIM BLOGU. WIEM, ŻE GO ZNACIE, BO JEST OSRANY .<3
ZAPEWNE DOMYŚLACIE SIĘ Z SAMEGO TYTUŁU POSTU, O CO CHODZI.

ZROBIŁAM ANKIETĘ I CO MOJE OCZY UJRZAŁY? A TAK, UJRZAŁY, ŻE ODPOWIEDZIAŁO AŻ! 24 OSÓB. WIĘKSZOŚĆ Z NICH UDZIELIŁA ODPOWIEDZI, ŻE CZYTA, ALE NIE KOMENTUJE. 
ILE RAZY PISAŁAM, ŻE KOMENTARZ TO SZACUNEK DO AUTORA?
OKAY, NIE CHODZI O TE JEBANE KOMENTARZE, NIE, SERYJNIE, MOŻE BYĆ NAWET 5 KOMENTARZY POD NOTKĄ, ALE TU NIE CHODZI O TO, NO DOBRA, NIE OSZUKUJMY SIĘ, PO CZĘŚCI O TO CHODZI.
OLEWACIE MNIE. NIE SZANUJECIE MNIE. 
PEWNIE PO PRZECZYTANIU TEGO POMYŚLICIE SOBIE, ŻE PRZESADZAM, OKEJ, MYŚLCIE SOBIE CO CHCECIE, LATA MI TO.
CHCĘ WAM TYLKO UŚWIADOMIĆ JEDNĄ ZAJEBIŚCIE WAŻNĄ RZECZ.

CO JA MÓWIŁAM? NO CO MÓWIŁAM? PRZYPOMNIJCIE SOBIE DOPISKI POD WSZYSTKIMI POSTAMI.

1 KOMENTARZ = JEDEN DUŻY UŚMIECH  NA MOJEJ TWARZY

ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA!

NIE DODAWAJCIE NA SIŁĘ OD SIEBIE PARU KOMENTARZY!

NIE IRYTUJCIE. ZNÓW ZOSTAŁAM ZMUSZONA, BY NAPISAĆ NOTKĘ TEGO TYPU. NIE PODOBA MI SIĘ TO. NIE PODOBA.

ZNAJĄC ŻYCIE, ZA CHWILĘ ZNAJDZIE SIĘ TU PIERDYLIARD KOMENTARZY, BO WAM NAPALEŃCOM NAGLE SIĘ PRZYPOMNI CO TO ZNACZY: PROSZĘ SKOMENTUJ.

SKOŃCZYŁO SIĘ STRASZENIE. NIE ŻARTUJĘ. MÓWIĘ POWAŻNIE.
KOŃCZĘ. 

sobota, 15 czerwca 2013

34. Night of craziers

Obudziłam się jak zwykle o 13.00. Długo nie mogłam spać, dlatego tak późno wstaję. Ale nie mogłam podnieść się z łóżka. Byłam zbyt śpiąca.
Kiedy tylko przewróciłam się na drugi bok zobaczyłam... Harrego?! Do jasnej ciasnej a ten tu czego? O niee..
-Harry! Co ty tu robisz?! - spytałam. Byłam zdziwiona jak nigdy, a mój wyraz twarzy był pewnie przekomiczny.
-Leżę, nie widać? - zajrzałam pod kołdrę. No, na szczęście miał spodenki. Już myślałam, że przyszedł nago.
-Miałam ciężką noc.
-Naprawdę? Dlaczego?
-Ahh.. Śniły mi się koszmary.
-Na szczęście ja tu byłem.
-Oh i ah. - mruknęłam. Położyłam się Hazzie na ramieniu, bardzo blisko niego - Podobają mi się Twoje tatuaże. - powiedziałam i pogładziłam go po jego ptakach wydziaranych na łopatkach.
-Naprawdę? Dzięki. Moja mama twierdzi, że przesasadzam, ale dla mnie to jest w sam raz. A ty jak sądzisz?
-Że Twoja mama nie ma racji. - chłopak przytulił mnie do siebie. Nasze usta dzieliły zaledwie milimetry. Harry spojrzał mi prosto w oczy. Były przepełnione czułością. Oblizał wargi.
-Harry... - wyszeptałam, a on zamknął mi usta pocałunkiem. Odwzajemniłam go. I o dziwo nic nie zrobiłam, nie cofnęłam się ani nie odreagowałam. Po prostu się rozpłynęłam, gdy mnie pocałował.
-Przepraszam, za bardzo mnie pociągasz.
-Harry... - nie mogłam wydusić żadnego sensownego słowa.
-Nie mów nic, skarbie. - Styles pocałował mnie w usta.
-Harry, ja widzę w Tobie tylko przyjaciela.
-Przyjaciela? - powtórzył z czarującym uśmiechem, po czym przygryzł mi ucho. Przeleciały mnie ciarki.
-Tak...
-A wiesz co ja widzę w Tobie? - nie czekając na moją odpowiedź, mówił dalej - Przyjaciółkę, której zawsze będę chronił. Jesteś dla mnie kimś więcej niż przyjaciółką, jesteś dobrą przyjaciółką, którą nawet trochę kocham jak dziewczynę. Nie spieprz tego. Chciałem cię pocieszyć.
-I pocieszyłeś.. - uśmiechnęłam się blado.
-Niech to zostanie naszą słodką tajemnicą. - powiedział i pocałował mnie jeszcze raz. Wstał i poprawił sobie bokerki. Nie no on wyglądał tak powalająco, że... A jego usta.. Mm, smakują tak słodko. Chwila. Stop.
Co ja zrobiłam?! Przecież to mój przyjaciel... A nie, przepraszam, CO ON ZROBIŁ? Mam tego dość, każdy nagle znajduje tysiąc innych pretekstów czy powodów, by się do mnie przykleić albo mnie całować. Czuję się jak królik doświadczalny. Jak dziewczyna do wynajęcia.
    Wstałam. Podwinęłam żaluzje i odetchnęłam świeżym powietrzem. Musiałam trochę ogarnąć ten pokój. Ostatnio mocno się zaniedbałam. Ubrania porozwalane po całym pokoju, szklanki i talerze, książki porozkładane nie na miejscu, buty walają się po podłodze, wraz z moją zacną bielizną, no i oczywiście pudełko po pizzy. No, czeka mnie niezłe sprzątanie.
    Gdy wszystko doprowadziłam do ładu i składu, mogłam wreszcie zabrać się za porządkowanie mojego wizerunku. Otworzyłam drzwi do garderoby. I jak zwykle był w niej wszechobecny bałagan. Nie cierpię tego. Nie wiem, co ja zrobiłam z tym pokojem. Naprawdę tracę zmysły.
Wyjęłam krótkie, jeansowe spodenki nabijane ćwiekami i t-shirt z firmy Drop          Dead z Myszką Miki w metalowym wydaniu za pępek. Usiadłam przy toaletce i zaczęłam myśleć, jaką fryzurę sobie zrobić i jaki makijaż przygotować. Postanowiłam, że zostawię rozpuszczone, jak zawsze. Nałożyłam sobie podkład, na wszystkie niedoskonałości, poźniej eyelinerem zrobiłam kreski, wydłużyłam rzęsy i nałożyłam róż na policzki. Finalnie usta przejechałam połyskującym błyszczykiem.
   Byłam gotowa. Na bose nogi zeszłam na dół. Cały czas myślałam o tym co się stało w tym łóżku.. I najważniejsze, jak Styles się do niego dostał. Drzwi przecież zamknęłam na klucz... Chyba, że skubaniec wszedł oknem, ale z jego zręcznością, to raczej mało prawdopodobne.
    Spojrzałam jeszcze raz w swoje odbicie w lustrze na korytarzu, do którego się uśmiechnęłam. Wysłałam do siebie buziaka. Byłam dosyć ładna. Może wydam Wam się w tej chwili za bardzo.. Ekhem, płytka, ale ja naprawdę lubiłam swój wygląd. Wiem, że jestem ładną dziewczyną i nie ukrywam tego.. Szkoda, że kiedyś byłam gruba i brzydka. Cieszę się, że się tego wszystkiego pozbyłam.. Eh, nie warto sięgać do przeszłości, żyjmy tą obecną chwilą.
    W jadalni łączonej z kuchnią, usłyszałam rozmowę i śmiechy. Wstali. Jak świetnie.. Ehh, czujecie sarkazm? To będą męczarnie.
   Spojrzałam w stronę Zayna. Nawet na mnie nie spojrzał, gdy weszłam. Nadal ma focha. Idealnie. Tego mi było tylko trzeba. Pisał coś na swoim czarnym iPhone. Natomiast Harry..? Harry był cały w skowronkach. Puścił do mnie oczko, po czym zagryzł wargę. Przewróciłam oczyma. To była niezręczna chwila. Odwróciłam się do lodówki i nachyliłam po mleko. Poczułam, że mocno wypinam tyłek.
-Uuum... Tori. - czułam jego wzrok na moich pośladkach.
-Harry weź patrz w drugą stronę. - mruknęłam nawet się nie odwracając. Wiedziałam, że to Styles penetruje mój "tył" - Mówię poważnie. - wyciągnęłam butelkę mleka i spojrzałam na niego dosyć surowo. Posłał mi ten swój śnieżnobiały uśmiech. Wystarczy na niego spojrzeć i powiedzieć: Harry, uśmiech! jak przy robieniu zdjęcia i szczerzy zęby, a w nich jest po prostu błysk. Typowy przystojniaczek, który czaruje wszystkie dziewczyny.
   
   Nie do wiary, prawda? Marzą o nich miliony nastolatek na całym świecie, zrobiły by wszystko, by dotknąć przynajmniej ich ubrań, a ja? Ja to wszystko mam. I nadal coś mi nie pasuje. Nie rozumiem tego. Nie rozumiem mnie. Nie pojmę pewnie jeszcze wielu rzeczy, wiem...
Wyjęłam z szafki pudełko owocowych płatek, miseczkę i łyżkę. Usiadłam obok Louisa, który rozmawiał z Harrym.
-Nie moja wina, że masz taki seksowny tyłek. - powiedział po chwili.
-Liam, weź go ogarnij. - uśmiechnęłam się i nalałam sobie mleka, po czym wsypałam płatki.
-Harry się buntuje. Jego nie da się ogarnąć. - Hazza uśmiechnął się cwaniacko, znów. ten uśmiech mnie zabija!
-No to loczuś, masz wolty. Nie daruję ci tego. - wszyscy zawyli. Tak, to była groźba. Już ja mu pokażę takie wolty jakich nigdy nie widział - Jeszcze mnie popamiętasz. A ty co, Tomlinson? Już pogodzony ze swoją żoną? - rzuciłam ukradkiem spojrzenie Hazzowi.
-Nie, to ja wykopałem go z łóżka. Postawiłem mu się.
-No tak, jak że by inaczej. To wszystko tłumaczy, co nie Styles? - miałam na myśli akcję w łóżku. Tak, dobrze myślicie.
-Daj spokój, nie przy dzieciach. - mruknął. Spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem, po czym zaczęłam rozkoszować się swoim śniadaniem. Zjadłam jeszcze dwie pyszne kanapki i miałam dość. Wypiłam jeszcze łyk herbaty i pobiegłam umyć zęby.
     Ta banda idiotów mnie czasem denerwuje, a czasem po prostu rozśmiesza. Bo byli to kumple. Pięcioro dobrych kumpli, którzy nigdy mnie nie opuszczą. Są ze mną cały czas. Bez względu na wszystko. To się najbardziej liczy.
Zadzwoniłam do Georga. Umówiłam się z nim, że przyjdzie do mnie. Więc musiałam czekać. Jego wujek podobno mieszka ode mnie jakieś 12 kilometrów. Zanim dojdzie, minie pół godziny. W tym czasie zdążyłam przebrać ubrania. Wychodzimy do miasta, a pogoda jak zazwyczaj nie dopisuje. Trochę deszcz kropi. Dlatego włożyłam zwykłe bordowe rurki i biały sweterek. Usiadłam w fotelu czytając książkę. "Zawistne spojrzenia". Pattie mi ją poleciła, podobno fajna książka fantasy. Przyznam, jestem w połowie i dosyć niezła, bardzo mi się podoba.

~*~

-Toooori! Twój kochaś przyszedł! - usłyszałam głos Harrego z dołu. No nieźle. Sam się prosi o wolty. Tym razem przeginka.
  Zsunęłam okulary z nosa i odłożyłam tę fascynującą lekturę. Założyłam vansy i wzięłam torbę. Byłam mega zła, ale się uśmiechałam, cokolwiek sztucznie, ale jednak.
    Gdy byłam na dole, dałam do potrzymania torbę Liamowi, a sama rzuciłam się na niego i przewaliłam na podłogę. Styles przywarł do niej nieruchomo. Zaczęłam go łaskotać. Były to tak zwane przez Pattie, wolty. Nie wiem dlaczego, ale to chyba boli. Zaczął się wiercić jak głupi i śmiać w niebogłosy.
-Błagam, przestań... O Matko..
-Sam chciałeś!
-Tori! Toori! Toori! Toori! - dopingowali mnie chłopcy.
-Dzięki, fajni z Was kumple. - mruknął loczek.
-Cytuję: "Jesteś w gównie". - zaśmiał się Louis, a reszta zaraz zaczęła się śmiać. No, już moje teksty kradną. Dałam Harremu spokój.
-O mój Boże, zapamiętaj Harry: nie drażnij Tori. - powiedział do siebie - Co to było... Mała, jesteś ostra.
-To pewnie po tacie.
-Jesteś gorsza niż twój tata! - zaraz dostał kuksańca w bok.
-Nieprawda.. jeszcze go nie widzieliście złego.. No, cóż, idę. Trzymajcie się i nie roznieście domu w pył.
-I tak zaraz jedziemy do studia. Musimy nagrać nową piosenkę, później sesja.. Uf, wrócimy rano. - wytłumaczył mi Liam. Wzięłam od niego moją torbą.
-Dobra, ale pamiętajcie, od mojego pokoju wara. Jasne?
-Jasne. - powiedzieli chórem. Uśmiechnęłam się do nich, i przywitałam Georga pocałunkiem. Ten, objął mnie w pasie.
-To niestosowne! Uuu. - zawył Zayn.
-O, odezwał się. - powiedział Geo.
-Shelley, stój. On nie jest groźny. Chodź, oni są zazdrośni.
-Ona jest moja, ziomy. - chłopak objął mnie ramieniem, po czym za rękę poszliśmy do jego auta. Ciekawa byłam, gdzie pojedziemy.



______________________________________________________________________
No, to mamy kolejny rozdział :*
Serdeczne dzięki za dużą ilość wyświetleń, 33 obserwatorów i komentarze. :)
Jesteście słodcy .<3
Polecajcie bloga i komentujcie :))
20 kom = next

Bye bye . :p

PS. Najwidoczniej, jakiś anonim, dodał 7 komentarzy o takiej samej treści, bo jest napalony na nowy rozdział. Następnym razem, to się nie liczy. :))

Chciałabym Wam jeszcze polecić dwa zajebiste blogi :33





 I jestem na Was trochę zła. Wiecie o co? Zrobiłam ankietę i 10 na 12 osób odpowiedziało, że czyta, ale nie komentuje, a pozostałe dwie napisały, że czytają i komentują. Wnioski? Nie chcę żeby tak było. Jak czytasz, to komentuj, bo to szacunek do autora. 
Dzięki. 

środa, 5 czerwca 2013

33. Take me far away

Po jakimś czasie zdecydowałam, że jednak zadzwonię do Pattie. Skoro poprosiła mnie o to za pośrednictwem Georga, to powinnam wykonać ten telefon. Tak też zrobiłam.
Opowiedziałam jej o wszystkim co się stało. O dziwo, jak zwykle przyjęła to ze spokojem. Do czasu...
-...jak to zerwałaś z Zaynem?!
-To nie ja zerwałam z nim, tylko on ze mną, a raczej.. Nie, poczekaj, oboje chyba ze sobą zerwaliśmy.. Wszystko przez Georga, zaczął mnie całować.. Dlaczego go nie uprzedziłaś, że mam chłopaka?
-Wiesz, zapomniałam.  -Wiesz, to może łykaj lecytynkę. No ale Pattie, serio, powiedz mi co mam robić.
-Kochasz Zayna?
-Wiesz co... - milczałam przez dobre parę sekund. W końcu zebrałam to w sobie. Czas spojrzeć prawdzie w oczy - Nie, nie kocham go.. nigdy go nie kochałam tak bardzo.. To było tylko chwilowe zauroczenie. Nie czuję do niego nic silnego.
-Zaledwie dwa dni.. Byliście parą tylko dwa dni.. Wiesz, to chyba rekord. Wcześniej wytrzymywałaś do dwóch dni i trzech godzin, a tu masz ci los.
-Jestem okropna. - mruknęłąm - Nigdy nie znajdę chłopaka.
-Nie mów tak. Kogo kochasz? Powiedz mi.
-Tatę kocham, babcię, dziadka, Lily..
-Dobrze wieszm, że nie o taką miłość mi chodzi.
-Kocham... Nie wiem kogo kocham, weź nie zadawaj mi takich pytań, bo ja naprawdę nie wiem.
-A ja wierzę, że jednak masz tego świadomość. Moment szczerości. Szybka piłka. Posłuchaj serca.
-Ej pani psycholog, bez przesadyzmu. - zamyśliłam się. Może jednak kocham Georga?
-Georga?
-Czytasz mi w myślach. Myślę, że tak.. Po tym pocałunku, znów się w nim zakochałam.
-Myślałam, że powiesz Niall, ale...
-Nie mów mi, że ty też wierzyłaś, że kocham Nialla.
-Owszem, wierzyłam, od koncertu !
-Ty żmijo! Nie kocham go, wydaje ci się.
-Jestem pewna, że z Geo długo nie pobędziesz.
-A chcesz się założyć? Z Emmą był całe trzy tygodnie.
-I ty myślisz, że zdołaś z nim być 3 tygodnie? - dziewczyna zaśmiała się kpiąco - Ty nie wytrzymasz nawet doby.
-Założmy się.
-O co? - spytała jeszcze z większą kpiną, ale zaraz się ogarnęła - Dobra, o 25 euro. Będziesz z nim przynajmniej tydzień, a dostaniesz tę sumkę, zerwiesz z nim przynajmniej po dwóch dniach, ty dajesz mi kasiorkę. Umowa stoi?
-Stoi. Zobaczymy kto się będzie śmiał ostatni.. A właśnie, schodząc z tematu.. Jeszcze jest jedna sprawa.. No bo Niall co prawda w połowie zawinił temu rozstaniu mojego i Malika, ale...
-Ale?
-Ale on wszedł do mojego pokoju przez okno w koszulce z napisem: "Diamonds are forever. You are diamond", choć wcześniej miał zwyczajny czarny t-shirt i bluzę. Zmienił dopiero jak wszedł, po czym usiadł i złapał mnie za podbródek, jak powiedziałam, że kocha Demi, on tylko powiedział: Nie kocham jej, po prostu przepraszam... I wyszedł. Rozumiesz coś z tego? Bo ja nie bardzo. O co mu może chodzić?
-Awww...
-Pattie. Ogarnij dupę.
-Przecież nic nie robię.
-Robisz!
-Chyba lepiej wiem co robię niż ty.
-Oh mój Boże - powiedziałam z kpiną - Jesteś moją przyjaciółką, wiem o Tobie więcej niż ty wiesz o samej sobie. Proszę cię.
-No dobra. - rzekła - Może trochę się unoszę. Ale to takie słodkie.
-Nie zaczynaj.
-Dobra, dobra. Ja już muszę kończyć, zadzwonię do Ciebie rano. Pamiętaj o zakładzie. - powiedziała i się rozłączyła. Wróciłam znów na pulpit, gdzie na tapecie miałam wciąż tę dziwną tańczącą zebrę.
Weszłam w galerię. Miałam tam zdjęcia rodziców. Mamy i taty, dziadków i Lily, oraz parę zdjęć Pattie. Na wygaszacz ustawiłam zdjęcie ślubne mamy i taty. Byli tacy szczęśliwi. Skończyło się to bardzo szybko. Już wam kiedyś opowiadałam o życiu moich rodziców. Tylko nie opowiadałam Wam chyba jak doszło do ich ślubu. Mama z tatą poznali się, kiedy ona pracowała w studiu fotograficznym, wtedy tata przyszedł po odbiór zdjęć chłopaków z Backstreet Boys. To była wspaniała chwila. Mama niegdyś opowiadała mi, co czuła tamtego dnia. Mówiła, że była wniebowzięta. Nie było to późno. Pod koniec lat 80. To były chwile. Lubiłam tego słuchać. Kiedyś sobie myślałam, że i ja znajdę swojego księcia z bajki. Niestety, jest jak jest. Miałam bardzo dużo chłopaków. Inni mówią, że jestem prototypem Taylor Swift. Nie dziwię się. Może trochę przesadzam.. Ale w końcu, to nie moja wina, że nie mogę znaleźć tego jedynego, którego długo nie opuszczę. Chcę kogoś, kto sprawi, że poczuję się bezpieczna i będę wiedzieć, że to właśnie on. Ten królewicz, którego zostanę księżniczką. To było moje marzenie... Zawsze mówiłam mamie, że gdy podrosnę, będę ją zapraszać do mojego zamku na podwieczorki. Skąd wiedziałam, że stracę ją mając zaledwie 12 lat? Przecież to nie było do przewidzenia. Tak bardzo tęskniłąm. Chciałabym zobaczyć ją choć na chwilkę. Choć na momencik. Ale to jest realne życie, tu nie ma szczęśliwych zakończeń. Myślicie, że po stracie mamy się załamałam? O nie, przez chwilę tak było. Ale nie, ja się nie poddałam. Moje myśli były przepełnione tylko nią. Nie myślałam o samobójstwie. Może to dlatego, że jeszcze wtedy czułam, że tata mnie kocha. Dzisiaj, jestem mu obojętna. Mogę być i mogę nie istnieć. To nie ma znaczenia i sensu. Czasem zastanawiam się, kiedy było lepiej. Czy kiedy byliśmy we trójkę, czy teraz, gdy zostałam ja, tata i Lily. Nie, wcześniej było zdecydowanie lepiej. Na myśl o tym wszystkim boli mnie serce. Nie uronię ani łzy. To smutny temat, ale trzeba go podejmować. Czy chcę czy nie.
Wiecie co zawsze mówiła mi moja mama? "Wszystko jest możliwe, jeśli tylko uwierzysz. Jesteśmy tylko częścią niekończącej się opowieści. Ludzie umierają, ale na ich miejsce przychodzą inni. Ale zawsze będę w Twoim serduszku. Pamiętaj o tym. Nawet jeśli odejdę, głowa do góry, pomyśl sobie o mnie i pomódl się. Jesteś moją małą córeczką. Zaopiekuj się tatusiem i Lily. Dobrze? Pamiętaj". Tę część naszej rozmowy zapamiętałam na dobre. Ciągle to siedzi w mojej głowie. Brakuje mi jej. Może nie zdajecie sobie z tego sprawy, ale te słowa wspierają mnie na duchu za każdym razem gdy o nich pomyślę. Czasem łezka zakręci się w oku. Przecież wiem.

~*~

"Jesteśmy tylko częścią niekończącej się opowieści"

Usłyszałam dzwonek do drzwi. Tata. Obładowany teczkami i dokumentami. Gdy je odłożył, stanęłam przed nim twarzą w twarz.
-Tori, coś się stało?
-Tatusiu... - mówiąc to rzuciłam mu się na szyję - Tatusiu, obiecaj, że już nigdy nie odejdziesz. - gdy wypowiedziałam te słowa, tata mocno mnie przytulił.
-Przecież nigdzie nie odchodzę, kochanie. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.
-A jeśli odjedziesz? Tak jak mamusia? Co wtedy?
-Zawsze będę z Tobą, córeczko. Pamiętaj o tym. - pocałował mój blady policzek, po czym ruszył do biura. Po drodze zapalił cygaro. Wiedziałam, że ta rozmowa nie potrwa długo. Ale cóż. To było do przewidzenia. Chciałam po prostu usłyszeć choć raz słowa: kochanie, córeczko. Dawno ich nie używał.
Dochodziła godzina 24.00 w nocy, kiedy się obudziłam. Postanowiłam, że pójdę za potrzebą, skoro na razie już nie śpię. Kiedy wyszłam z pokoju na korytarz usłyszałam stłumione śmiechy i hihy na dole. To pewnie ta piątka przygłupów. Zeszłam. Miałam zamiar ich uciszyć.
Moje oczy jeszcze były zaspane. Nie widziałam zbyt dobrze, ale jakoś mi się udało dojść do schodów.
-Co się tu dzieje? - przetarłam jeszcze raz oczy - Wynocha stąd. Ja chcę spać. - zapaliłam po omacku światło. Przed sobą ujrzałam Louisa i Liama w samych spodniach.
-Co wy tu robicie? - dopytywałam. Ledwo co kontaktowałam.
-Wybacz, obudziliśmy cię? - Louis poruszał znacząco brwiami.
-Nie, wcale. - chwila ciszy - Oczywiście, głąbie!
-Wpadłem tylko po coś na ząb dla Nialla, bo utknął w łazience. Muszę mu coś zanieść. - wytłumaczył mi Payne.
-A ty? - zwróciłam się do Boo Beara.
-Ja...? Ja tylko przyszedłem, bo Harry mnie wygonił z łóżka.
-Co robiłeś w jego łóżku? - byłam już naprawdę na wpół przytomna.
-A to już zostanie naszą słodką tajemnicą. - zatoczyłam się na ziemię. Byłam bardzo śpiąca. Nagle znurzył mnie naprawdę ciężki sen.
-To ja cię lepiej już zaprowadzę do łóżka. - Liam złapał mnie za ramiona i podprowadził do pokoju przez szklane schody.
-Bądźcie ciszej, niektórzy ludzie chcą spać.. O, wałek mi spadł z włosów, widzisz? To wasza wina!
-Dobrze, dobrze. - uspokoił mnie szeptem - Dobranoc. - przykrył mnie kołdrą i pocałował w czoło - Karaluchy pod poduchy. Słodkich snów. - i wyszedł. Od tego buziaka w czółko lekko się uśmiechnęłam i z takim uśmiechem też zasnęłam. Ciekawe, co przyniesie mi jutrzejszy dzień...

_______________________________________________________________
No heeej .<3
Tęskniłam :33
Wiem, że dawno nie było rozdziału, ale zjebał mi się internet, więc.. No, tak to wygląda :)
I jak wam się podoba? Wg mnie wyszedł nieźle . :*



CHCIAŁABYM WAS JESZCZE ZAPROSIĆ NA BLOGA, W KTÓREGO PROWADZENIU TROSZKĘ POMAGAM :)) NAPRAWDĘ ŚWIETNE IMAGINY, GORĄCO POLECAM :3 
TU MACIE LINK