***Czwartek wieczorem***
Została u mnie Pattie. Obiecała, że pomoże mi spakować moje rzeczy, które zabiorę ze sobą, no cóż, teraz będę musiała za paczkę dopłacić.
Zabrałam wszystkie swoje ciuchy, kosmetyki, drobiazgi, które będą mi potrzebne by przetrwać.. Nie wspominając o wszystkich innych duperelach.
Spakowałyśmy wszystko, zakleiłyśmy taśmą i mogłyśmy odetchnąć z ulgą. Po piętnastu minutach ciężkiej pracy do pokoju wparowała babcia z tacą, na której były dwa kubki po brzegi zapełnione gorącą czekoladą z piankami.
-Ah.. Będę tęskniła za tymi rzeczami, one jedyne bardzo mi przypominały o tobie... - powiedziała stawiając tacę na pustym już biurku.
-Choćbym chciała to nie mogę nic zrobić, babciu, wiesz jaki jest tata.. Zresztą, ani razu nie zadzwonił odkąd tu jestem.. Tak jakby w ogóle mnie nie kochał.
-Nie myśl tak nawet. - zaprzeczyła Pattie.
-Pattie ma rację, tatuś Cię kocha, ale wiesz ile ma pracy.
-Znalazłby chociaż pięć minut!
-Pogadacie jutro.
-Jutro to on jedzie na konferencję zapewne. On już nic dla mnie nie robi. - rzuciłam się na łóżko. Babcia wyszła. Jak sądzę, już nie miała ochoty się sprzeczać.
Pattie po godzinie bezczynnego siedzenia i plotkowania ze mną o wszystkim i niczym, musiała wracać do domu, bo po południu jedzie do cioci w Cork.
Zostałam sama. Nie tracąc więcej czasu poszłam się wykąpać w olejkach. Było to dla mnie jedyne odprężenie przed podróżą. Jutro o 12 już mamy samolot. Nie spodobało mi się to, że to Niall zamawiał bilety, jeszcze w jak byliśmy w Londynie, to w końcu też powinna być moja decyzja. Ludzie mnie ignorują, z czasem stanę się mało ważna i widzialna śród tłumu. To irytyjące.
Poszłam do sypialni i zaczęłam rozczesywać na łóżku włosy, z których wciąż skapały krople wody. Pachniały niczym morska bryza. No tak, umyte w specjalnym szamponie. Jaka ja nudna.. Ahh.
Nagle zadzwonił telefon, ale to tak nagle, że aż ze strachu podskoczyłam. Cóż za wychowanie dzwoniącego. Nie wie, że jak się czesze włosy w skupieniu, zbytnio nie powinno się jak grom z jasnego nieba dzwonić.
Odebrałam, ponieważ ta melodyjka z Barney i przyjaciele zaczęła mnie doprowadzać do śpiewania, więc nie chcę słyszeć swojego fałszu.
-Hallo ?
-Hallo? - usłyszałam zdziwienie w głosie.
-No przecież słucham!
-Spokojnie, to ja Niall, nie słyszałem.
-Konkrety.
-Lot mamy o 12..
-Tyle to ja wiem, o której będziesz? Zamów busa.
-Przyjadę o 10, bądź ubrana, najedzona..
-Niall.. Nie dobijaj mnie, okey? Będziesz o 10, ale nie mów mi co mam zrobić a co nie, nie mam pięciu lat.
-Ty nie bądź taka mądra.
-Zamknij się Horan.
-Sama się zamknij.
-To ty dzwonisz, leszczu.
-Będę o 10, nara. - rzucił i się rozłączył. Co za cham! Nie cierpię jak ktoś mnie tak traktuje. Zobaczymy, kto będzie wredniejszy.
***Ranem***
Obudziłam się przyssana do poduszki, a na niej moja własna ślina.. Fuj! Dostałam ślinotoku sennego, jestem czasem ohydna. Wstałam, pościeliłam łóżko i sprawdziłam godzinę. 9.30. Jak dobrze, zdążę się chyba wyszykować. Otworzyłam szafę, a tam niemalże pustki. Zostało parę ubrań, których na pewno w Londynie nosić nie będę. Same dresy i spodnie dzwony, które są już niemodne, choć.. Dresy może jeszcze mi się przydadzą. Dopakowałam je i zaczęłam grzebać w poszukiwaniu czegoś przyzwoitego.
Wynalazłam śliczną koszulę, jednak do niej długo szukałam zwyczajnej, różowej spódniczki. Na końcu moje nogi zdobiły już czarne sandałki na obcasie. Cały strój wyglądał ślicznie, dlatego tak go zostawiłam.
Na spotkanie, gdy wyszłam z pokoju wybiegła mi Lily. Ciekawe co tym razem wymyśli.
-Już jedziesz? - spytała cichutkim głosem.
-Tak, za trzydzieści minut, zobaczysz Nialla, bo po mnie tu przyjedzie, wiesz? - nie dałam siostrzyczce tej satysfakcji.
-Ale ja nie chcę żebyś jechała.
Uklękłam przed nią.
-Ale kochanie, muszę, niedługo tatuś po ciebie przyjedzie, ale dopiero zimą na święta.
-Ja chcę już do taty...
-Lily, tatuś ma dużo pracy, bo musi chłopcom umówić koncerty, wiesz? To bardzo trudne zadanie, bo tata ma ciężką pracę.
-No dobrze.. - dziecko rzuciło mi się na szyję. Przytuliłam ją mocno, po czym dziewczynka pobiegła spowrotem do swojego pokoju.
Westchnęłam i zeszłam na dół, starymi, skrzypiącymi schodami. W kuchni zastałam babcię przygotowującą już śniadanie i dziadka w salonie narzekającego na wiadomości w telewizji.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Spojrzałam na zegarek. Jest 9.50 dopiero!
__________________________________________
Do następnego ! Ludziska, jak czytacie bloga, to proszę o zaobserwowanie .<3
A jeśli chcecie się tylko zareklamować i spam wysyłać, to w ogóle nie komentujcie :) Taka moja prośba .;3